Piszemy legendę o czarodziejce z buszu australijskiego. Lekcja w klasie szóstej b (zdalne nauczanie)
Podczas omawiania lektury ,,Tomek w krainie kangurów’’ przyszedł mi do głowy pomysł, aby dzieci napisały legendę o czarodziejce z buszu australijskiego.
Zapraszam do lektury wybranych ( i poprawionych) prac:
Wolny ptak
Dawno, dawno temu, jak głosi legenda, gdy w Australii pierwotni mieszkańcy ulegali czarowi buszu, żyła pewna czarodziejka Buszmenka. Uwielbiała bawić się ze zwierzętami, począwszy od kolorowych papug i czarnych łabędzi, skaczących kangurów, lisów workowatych, wombatów po pełzające płazy. Dziewczyna miała piękny kilkumetrowy warkocz, upleciony z tęczy. Oczy jej były duże i błękitne. Na szyi nosiła kolorowy naszyjnik z morskich pereł. Była zwinna i szybka. Podczas zawodów w biegach, które sama urządzała, zawsze zdobywała pierwsze miejsce. Zwierzęta nie miały z nią żadnych szans, ale bardzo kochały czarodziejkę i wybaczały przegraną w zawodach.
Zachwycała ją przede wszystkim roślinność Australii. Busz nie miał nic wspólnego z lasami całej kuli ziemskiej. Wśród wysokich drzew rosły zielone małe drzewka i krzewy, a dookoła przylegały obszary pokryte skrubem, który stanowiły skarłowaciałe eukaliptusy i akacje. Ciszę panującą w buszu przerywała tylko zabawa czarodziejki ze zwierzętami oraz krzyk papug przynoszących zgubione piłki podczas gry w zbijaka. Zabawa dla całej gromady stała się codziennym rytuałem i nic nie zapowiadało tego, co miało niebawem nastąpić.
Pewnego razu ojciec dziewczyny postanowił wydać ją za mąż za krajowca z sąsiedniej wioski. Dziewczyna nie kochała tego człowieka. Postanowiła zrobić wszystko, żeby nie wyjść za mąż. Udała się do czarodzieja Pako, który mógłby zamienić ją w zwierzę, ale tylko wtedy, jeżeli uzna to za słuszne. Wiedziała również, że jeżeli czarownik zamieni ją, to już nigdy nie powróci do postaci człowieka. Powędrowała w daleką podróż i nie zapomniała o prezencie, który był zapłatą za uwolnienie i spełnienie jej życzenia. Gdy znalazła starego Pako, rzekła:
– Nie chcę zostać żoną starego krajowca, wodza z sąsiedniej wioski. Chcę cieszyć się wolnością i spędzać czas w buszu wraz ze swoimi przyjaciółmi: kangurami Diko, Doko i Duko, dziobakiem Antkiem, krokodylem Elo i papugami Asli i Ewli. Kocham busz i wszystkich jego mieszkańców.
– A co przyniosłaś dla mnie w podzięce?- zapytał Pako.
– Oddam ci swój piękny warkocz, który jest dla mnie najcenniejszy.
I jednym ruchem maczety odcięła go, płacząc żałośnie. Stary czarodziej bardzo wzruszył się słowami dziewczyny i postanowił zmienić ją w pięknego ptaka. Kiedy ptak odleciał, czarodziej uplótł z warkocza latający dywan, na którym zwiedzał cały świat.
Wolny ptak pozostał na zawsze w buszu, lecz często wracał do swego już starego ojca. Ten nigdy nie domyślił się, że ów oswojony ptak, który często siadał mu na ramieniu, to zaginiona w buszu przed laty jego córka.
Dominika Wrona
Legenda o czarodziejce z australijskiego buszu
Gdzieś daleko, w australijskiej głuszy, w głębokim buszu, gdzie rzadko stawała ludzka stopa, żyła sobie piękna czarodziejka o imieniu Fen.
Nazywała się tak, bo mieszkała w obłokach, tam gdzie wiatr tańczy swój odwieczny taniec, podnosząc z ziemi liście eukaliptusów. Ta ulotna istota czarowała swym pięknem, jej jasne włosy zaplatały się między gałązkami kazuaryn, a błyszczące niczym diamenciki oczy, były w stanie dostrzec każdego stekowca, dziobaka, czy koalę, skrywającego się wśród australijskich paproci.
Pewnego gorącego dnia, kiedy skwar doskwierał niemiłosiernie, grupa australijskich badaczy, którzy wyruszyli z Kimberley, maszerowała już od kilku godzin i szukała schronienia wśród palm i araukarii. Gdy przysiedli na polanie, oddzielającej busz od piętrzących się gór, poczuli na swych licach orzeźwiający podmuch kojącego wiatru. To przybyła czarodziejka Fen. Jeden z badaczy, Jack, zwrócił się w stronę tego przecudnego zefiru i nagle usłyszał:
– Młodzieńcze, kiedy już rozbijecie swój obóz, by spędzić tu noc, ja równo o północy przybędę do was i zaśpiewam swą piękną kołysankę, byście szybko padli w objęcia Morfeusza, a wasze sny były piękne – oznajmiła Fen.
– Dlaczego słyszę twój cudowny głos, a nie mogę cię dostrzec? – zapytał zdziwiony.
– Jestem tylko delikatnym powiewem wiatru, nie możesz mnie zobaczyć, ale musisz uwierzyć, że istnieję – odpowiedziała.
– Proszę czekaj na mnie wraz ze swoimi towarzyszami, tak jak obiecałam, przybędę o północy i utulę was do snu.
Jack obejrzał się za siebie, ale nigdzie nie widział pięknej czarodziejki, był niemalże pewien, że z powodu upału, doznał jakiegoś omamu. Nie mówiąc nic swym towarzyszom, wyruszył nad pobliski strumyk, by wziąć orzeźwiającą kąpiel.
Zbliżała się noc, Jack i jego koledzy siedzieli przy ognisku i snuli plany dalszej wędrówki. W oddali słychać było cichy, melodyjny szczebiot dzierzbowrona. Tuż przed północą, wszyscy położyli się spać.
W tym momencie, z delikatnym powiewem, pojawiła się Fen i cichutko podśpiewując, zaczęła nawoływać duchy australijskiego buszu. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawiły się kolejno: duch nieba Altjira, duch księżyca Bahloo, duch słońca Gnowee, duchy deszczu i chmur – Wondżiny oraz Mura-mura – Czas Snu. Czarodziejka Fen wezwała wszystkie do wspólnego tańca i snucia niewidzialnej nici wokół badaczy, aby ci już nigdy nie opuścili Australii.
Każdy, kto zna tę legendę, a wybiera się do australijskiego buszu, stara się nie pozostawać tam na noc i opuścić wspomniane miejsce przed północą, w obawie przed pozostaniem tam już na zawsze.
Radosław Jasikowski
Jak powstało Melbourne
Pewnego dnia u małżeństwa państwa Melbourne, które mieszkało w Australii, urodziła się pewna dziewczynka. Gdy dorastała, okazało się, że ma magiczne zdolności lewitowania i przyciągania ludzi do siebie niewidzialną nicią. Była to piękna dziewczynka o niebieskich oczach i blond włosach, średniego wzrostu. Pewnej nocy posiadłość państwa Melbourne zaatakował niebezpieczny pies Dingo. Na jego drodze stanął ojciec dziewczynki, którego okrutne stworzenie bardzo poraniło. W następnej kolejności pies rzucił się na dziewczynkę. Jednak drogę zastąpiła mu matka, którą zaatakował. Upadła, uderzając głową o ziemię i zmarła na miejscu.
Dziewczynka w rozpaczy po śmierci matki postanowiła, że zwoła naradę duchów i z grupką Australijczyków będzie broniła miasta. Australijczycy wymyślili sygnał, jeżeli psy Dingo będą atakować miasto i próbować zabierać bydło i trzodę. Jednak Sara (bo tak miała na imię) powiedziała, że ona psy Dingo wyczuwa z daleka.
Pewnej nocy, gdy stworzenia napadały miasto, chcąc sobie pojeść, dziewczynka krzyknęła do psa zdziwiona, że rozumie:
– Dlaczego zabiliście moją matkę?
– Chcieliśmy zabić ciebie, ale matka stanęła nam na drodze – odpowiedział pies.
– A czemuż to chcieliście zabić akurat mnie? – spytała zdziwiona dziewczynka.
– Bo masz nadprzyrodzone moce, a my tego nie tolerujemy – odparł pies.
Na szczęście udało się przepędzić hordę psów i wszyscy byli zadowoleni. Następnego dnia psy Dingo ponownie zaatakowały miasto i w wyniku niefortunnej walki Sara zginęła. Na pamiątkę jej czynów miasto nazwano Melbourne.
Jakub Madejski
Legenda, której bohaterką jest czarodziejka żyjąca w australijskim buszu
W czasie wakacji Zbigniew ze swoim przyjacielem Ryszardem pojechali do Australii. Celem ich podróży było poznanie zwierząt żyjących w innych rejonach świata.
Zbigniew miał piętnaście lat. Był to brunet, dobrze zbudowany i dosyć wysoki. Miał ostre rysy twarzy, przez co wyglądał na nieco starszego. Natomiast Ryszard, w porównaniu ze Zbigniewem, wyglądał jak dziecko. Był średniego wzrostu i bardzo szczupłej budowy ciała. Okrągła twarz niezbyt pasowała do drobnej budowy. Zbigniew posiadał cechy przywódcze, a ponadto był silny fizycznie i ciekawy poznawania świata. Ryszard, fizycznie słabszy, liczył na swego kolegę.
Pas stepu oddzielający Wirginię od terenów zalesianych chłopcy przejechali pociągiem. Stepy parkowe i rozległe przestrzenie buszu wozami konnymi. Zbigniewa zaciekawiła roślinność lasów, której nie ma nigdzie indziej na ziemi.
– Patrz, Ryszard! Ile tutaj młodych drzewek i krzewów, które są wiecznie zielone!
– Nigdy nie widziałem takiej roślinności- odpowiedział Ryszard.
– Do buszu przylegają obszary pokryte skrubem, który stanowią skarłowaciałe eukaliptusy i akacje – oznajmił Zbigniew.
Gdy znaleźli się w pobliżu Alp Australijskich, założyli obozowisko. Mieli nadzieję, że jutro u stóp gór mogą zobaczyć niedźwiadka koalę, zimorodki olbrzymie, wombaty. Oczywiście nie wędrowali sami, lecz z tubylcami. W jednym namiocie położyli się spać krajowcy, a w drugim dwaj przyjaciele. Nie mogli jednak zasnąć i krajowcy przyszli do ich namiotu. Krajowiec o imieniu Mu Kund opowiedział im starą legendę o czarodziejce z buszu. Zwołuje ona duchy na naradę i za pomocą nici przywiązuje do siebie różnych ludzi. Chłopcy niezbyt słuchali tej opowieści. Byli zmęczeni i zasnęli. Krajowcy poszli spać do swojego namiotu.
W nocy czarodziejka przybyła na ziemię niesiona na liściach przez powiew wiatru. Dotarła do namiotu chłopców. Powiązała ich niewidzialną nicią i wywlokła do buszu. Byli bardzo zdziwieni, dlaczego się tam znaleźli. Nagle przed nimi stanęła jakaś dziwna postać. Obaj od razu pomyśleli, że to czarodziejka, o której mówił Mu Kund.
-Kim wy jesteście? Jak się nazywacie? Z jakiego kraju przybywacie i jakie macie zamiary?-zasypała ich gradem pytań.
Zbigniew odważny i waleczny zaczął odpowiadać na zadawane pytania.
-Ja mam na imię Zbigniew, a to mój kolega Ryszard. Moje nazwisko brzmi Stonoga, a Ryszard nazywa się Patrio. Przyjechaliśmy z Polski, a dokładnie z Europy. Celem naszej podróży jest zobaczenie licznych okazów zwierząt.
-Chcę wiedzieć, czy nie macie w zamiarach krzywdzić tych zwierząt. Wszystkie zwierzęta żyjące tutaj są moimi przyjaciółmi i nie pozwolę, aby stała im się krzywda.
-Nie mamy złych zamiarów wobec tych zwierząt. Chcemy tylko je poznać i skatalogować.
-To w takim wypadku pomogę wam. Zaprowadzę was do waszego namiotu u podnóża gór.
Następnego dnia, gdy chłopcy się obudzili, przed ich namiotem stały zwierzęta ustawione w ogonku. Nie bały się one ludzi i nie były agresywne wobec chłopców. Kolejno podchodziły: skoczne kangury, puchate niedźwiadki koala, podobne do jeży kolczatki, futrzaste dziobaki… Gdy po miesiącu skończyli katalogowanie zwierząt, udali się w drogę powrotną. W szumie wiatru słyszeli dziwną pieśń mówiącą o powrocie w te strony.
Gdy przyjaciele dorośli, powrócili w to samo miejsce co przed laty i zbudowali domek z drewna. Jeszcze lepiej poznawali przyrodę i zwierzęta pięknej Australii.
Jan Szary
Legenda o czarodziejce z australijskiego buszu
Był zwykły sierpniowy poranek. Słońce oświetlało australijski busz. Aborygeni już dawno opuścili swoje wygodne posłania zrobione z liści eukaliptusa. Kangury hasały, szukając pożywienia oraz wodopoju (z nim było trudno, gdyż trwała właśnie pora sucha). Pomimo pory suchej wokół skały Uluru zbierały się chmury, zwiastując opady. Psy dingo wyły złowróżbnie.
Rdzenni mieszkańcy Australii właśnie zbierali się na posiłek, gdy najstarszy z nich, szaman o swojsko brzmiącym imieniu Malcolm, oznajmił:
-Wokół naszej świętej góry zbierają się deszczowe chmury. To zwiastuje niebezpieczeństwo.
-O nie!- krzyknęli pozostali członkowie plemienia.
-To dzień czarodziejki Huba Buby. – kontynuował Malcolm – Widzę w oddali młodych ludzi, białych ludzi, niosą broń i idą w naszą stronę.
Ludzie rzeczywiście szli w ich stronę. Jeden z nich powiedział:
-To ich ostatnie godziny.
-Mam nadzieję, że nie poszczują nas psami dingo – roześmiał się drugi.
-Cicho bądźcie, może nas słyszą – powiedział inny.
Tymczasem Aborygeni rozpalili ognisko, dwóch z nich grało na bębnach, pozostali tańcowali wokół ognia, a stary szaman mówił:
-O jedyna i przenajświętsza Huba Bubo, zmiłuj się nad nami. Uchroń nas przed tymi przybyszami. Uratuj nas, pomóż nam.
Czarodziejka mieszkająca w chmurach wysłuchała ich błagań i zwołała na naradę wszystkie duchy zamieszkujące busz. Huba Buba mówiła coś do nich w niezrozumiałym dla ludzi języku. Czarodziejka niesiona podmuchem wiatru zleciała na ziemię. Zobaczyła Aborygenów wciąż odprawiających magiczne rytuały.
Pojawili się biali ludzie. Ich broń była wycelowana w Malcolma. Nagle zaczął padać deszcz. Pierwsze krople zgasiły ogień, a z przybyszami zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najpierw ich ubrania i broń znalazły się na ziemi. Po chwili stali ubrani w spódniczki z trawy, a na końcu skóra przybyszów zmieniła barwę. Niesiona na liściach pojawiła się Huba Buba i powiedziała:
-Uratowałam was, jednak Europejczycy zaczarowani przeze mnie już nigdy nie opuszczą buszu. Musicie ich przyjąć do swojego plemienia.
-Dobrze. Dziękujemy ci potężna Huba Bubo.
Od tej chwili kilka razy w roku, gdy Aborygenom grozi niebezpieczeństwo, pojawia się czarodziejka, aby im pomóc.
Aleksander Szeląg
Legenda o czarodziejce z buszu australijskiego
Legenda głosi, że setki lat temu żyła w obłokach czarodziejka, która od czasu do czasu przybywała na ziemię, niesiona na liściach przez powiew wiatru. Jej zejście do świata ludzi spowodowane było ciekawością poznania prowadzonego przez nich życia.
Najbardziej lubiła obserwować ludzi mieszkających w australijskim buszu. Zawsze była niewidzialna, więc nie musiała obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Tylko raz do roku w ostatnim dniu najcieplejszego miesiąca lata przybierała ludzką postać. Niezauważalnie przechadzała się po wiejskich ścieżkach, wchodziła do ludzkich domostw i zagród. Zawsze pełna zainteresowania i fascynacji otaczającymi ją sytuacjami z życia mieszkańców.
Ludność, którą obserwowała, trudniła się polowaniem m.in. na szare kangury. Stworzenia te podjadały trawę zwierzętom hodowanym przez miejscowych. Po schwytaniu były transportowane do zoo. W czasie jednej z takich łapanek czarodziejka zakochała się w jednym z łowców. Był on przystojny, silny i niezwykle odważny. Miał ostre rysy twarzy, ale łagodne oczy. Przyjazny uśmiech. Był wysoki i umięśniony. Pochodził z Europy. Czarodziejka, która miała długie, ciemne, lśniące włosy duże, piękne oczy i śniadą cerę, na pewno spodobałaby się młodzieńcowi.
Pewnego razu, wieczorem czarodziejka przechadzała się brzegiem jeziora i całkiem zapomniała, że to właśnie dzisiaj jest ostatni dzień najcieplejszego miesiąca w roku. Myśląc, że dalej jest niewidzialna, stała i podziwiała zachód słońca. To właśnie wtedy zauważył ją młody łowca. Od razu wiedział, że ona kiedyś zostanie jego żoną. Spodobała mu się piękna, nieznajoma kobieta. Cicho podszedł do niej i szepnął:
– Co tutaj robisz śliczna, nieznajoma, samotna w tak niebezpiecznym miejscu jak busz? Kim jesteś?
Czarodziejka wystraszyła się i wtedy uświadomiła sobie, jaki dziś dzień. Jednak była bardzo szczęśliwa, że to właśnie ukochany ją zobaczył. Mogli się poznać i spędzić z sobą chociaż te kilka godzin, kiedy jeszcze miała być widoczna.
-Jestem czarodziejką, duchem buszu. Powoduję, że każdy, kto tutaj przebywa, zakochuje się w tym miejscu i zawsze chce do niego wrócić. Wiem, kim ty jesteś. Obserwuję cię od dłuższego czasu, łowco.
Młodzieniec był bardzo zaskoczony. Myślał, że dziewczyna go okłamuje.
– Udowodnij, że jesteś czarodziejką.
-W tej chwili nie mogę ci tego udowodnić, lecz przyjdź juto na kraniec buszu, to usłyszysz tylko mój głos .
-Dobrze, przyjdę. Jeśli mnie oszukasz, już nigdy się do mnie nie zbliżaj – odpowiedział.
Następnego dnia młodzieniec od samego rana czekał na głos ukochanej. Kiedy już tracił nadzieję, usłyszał jej słowa: – Witaj mój drogi. Dźwięk ten był tak delikatny jak wiatr. Łowca bardzo się ucieszył, ale jego radość zaraz przygasła, ponieważ nie mógł widzieć swojej pięknej czarodziejki. Zastanawiał się też, dlaczego musiał tak długo na nią czekać. Wytłumaczyła mu, że była to dla niej trudna decyzja pomimo uczucia, którym go obdarzyła. Była duchem buszu, przyczyną dla której ludzie kochali to miejsce, chcieli w nim żyć i do niego powracać. Bała się, że jej zła decyzja spowoduje zmiany w tym niezwykłym świecie. Tylko jej wielka miłość do młodzieńca i myśl, że nie może bez niego żyć, pomogła jej podjąć decyzję. Łowca wyczuł zmartwienie w jej głosie i zapytał.
– Co trzeba zrobić, abyś odzyskała ludzką postać?
– Jest tylko jedno rozwiązanie, aby nasza miłość i miłość ludzi do buszu przetrwała. To eliksir sporządzony z kwiatu rosnącego w bardzo niebezpiecznym miejscu na najwyższej górze. Spowoduje on, że ja przybiorę postać człowieka. A z cząstki każdego zwierzęcia i rośliny z tego lasu powstanie nowy duch buszu, który mnie zastąpi. Tylko najodważniejszy śmiałek może zdobyć ten kwiat.
-Nie ma na co czekać! Od razu wyruszę –wykrzyknął łowca.
Młodzieńca nie było długie dni i noce i kiedy czarodziejka traciła już nadzieję, będąc pewną, że zginął, zobaczyła go pomiędzy drzewami niosącego w dłoni drogocenną roślinę. Nie tracąc czasu, zabrała się za sporządzanie eliksiru. Po jego wypiciu oczom młodzieńca ukazała się wybranka. Nie mogli uwierzyć w swoje szczęście. Wokół nich zaszumiały drzewa i usłyszeli głos każdego zwierzęcia. Wiedzieli, że właśnie zrodził się nowy duch buszu, który będzie sprowadzał tutaj mieszkańców.
Od tej pory zakochani żyli szczęśliwie i tylko oni wiedzieli, że gdy gałązka poruszy się, a nie ma wiatru, to kolejna, niewidzialna czarodziejka znajduje się blisko nich.
Damian Wszołek
Opracowała Renata Gąsior