Sukces grupy teatralnej „Fabuła”
W tuchowski domu Kultury od lat działa grupa teatralna prowadzona przez Andrzeja Jagodę. Wielu młodych ludzi miało okazję zaprezentować się w różnych przedstawieniach reżyserowanych przez opiekuna. W tym roku 12 maja w niedzielny wczesny wieczór mieszkańcy Tuchowa i okolic mieli możliwość obejrzeć sztukę „Do końca świata” Jerzego Sulimy- Kamińskiego w reżyserii Andrzeja Jagody. W postaci wcielili się:
Aleksandra Armatys- Anna
Bartłomiej Janas- dziadek
Dawid Habas- Karol
Izabela Zając- Basieczka
Monika Siedlik- Dzidek
Weronika Kras- Dziewczynka
Sztuka „Do końca świata”opowiada o relacjach rodzinnych, oczekiwaniach żony wobec dzieci i męża, traktowaniu ojca, załatwianiu pewnych spraw, żeby być modnym, sławnym, lepszym, żeby móc się pochwalić przed ludźmi. Ot, zwykłe losy pewnej rodziny, w której ambicje pani domu się nie spełniły. Mąż nie nadawał się do pisania naukowych tekstów o Koperniku, syn miał swoje życie z kolegami, mówił szczerze i otwarcie, nazywając rzeczy po imieniu, Dziadek zapalony rolnik nie dał się przekabacić na mieszczanina i chciał hodować króliki a Basieczka- ukochana córeczka, która miała rozpocząć studia za granicą… zaszła w ciąże. To lekka, zabawna opowieść.
Na wielka pochwałę zasługuje gra wszystkich aktorów. Wcielili się w swoje postacie perfekcyjnie, wspaniale interpretując tekst, zmieniając głos, wykonując zamierzone ruchy. Jestem pełna podziwu dla odtwórcy roli Dziadka- Bartłomieja, którego znam z zupełnie innej strony. Jako cichego, spokojnego, wysokiego chłopaka o łagodnym wyrazie twarzy i potężnym, głębokim głosie. Tu… ledwo go poznałam. W sztuce tej ujawnił nieznane mi dotąd pokłady swojego talentu. Ola, która zagrała Annę zachwycała sposobem bycia, poruszania się na scenie, odgrywania rozmowy z docentem… wielkie brawa. Karol- drogi Dawidzie wyrazy uznania. Wspaniale odnajdujesz się na scenie. Masz w sobie to „coś”, co przykuwa uwagę, myślę, że jeszcze nie raz zobaczymy cię na deskach teatru, a może i wielkiej scenie. Basieczka- Izabela, która nigdy nie zawiedzie, jeżeli chodzi o przedstawienia i recytację. Wrażliwa, umiejąca wczuć się w role zarówno komediowe jak i wymagające dużej dozy dramaturgii. Prywatnie uwielbia poezję Barańczaka. Dzidek- Monika w trudnej roli, gdyż będąc dziewczyną wcieliła się w syna Anny i Karola. Doskonale naśladując chód, ruchy i sposób bycia młodego chłopca. Świetnie. Dziewczynka- Weronika, dla której jak się dowiedziałam specjalnie dopisano scenę, w której podsłuchuje rozmowę Basieczki z Dziadziem. Weroniko czekamy na kolejne twoje role.
Całość przedstawienia wzbogaciła gra świateł i muzyka, za którą odpowiadał Piotr Czochara. Opiekun po spektaklu wspomniał, że bogata scenografia i wszystkie rekwizyty zostały wykonane i sprowadzone przez członków grupy „Fabuła”. Trzeba przyznać, że żaden teatr nie powstydziłby się tego bogactwa. Panie Andrzeju ukłony.
Ale, ale, żeby nie było tak słodko…
Udało mi się też dowiedzieć, że na premierze nie wszystko poszło tak, jak miało pójść. Pewien zaprzyjaźniony z jednym z aktorów ksiądz dostarczył dla tegoż rekwizyt. Było to pióro. Aktor w ferworze ostatnich przygotowań skrył się w garderobie. „Kurtyna poszła w górę” a tu klops… nie ma pióra. Wielka improwizacja , bohater zamiast piórem na papierze, pisał na maszynie do pisania. W głowie kotłował się pomysł, czy by nie podejść do widowni z pytaniem „Czy ktoś ma pióro?”W oddali widział machającego rekwizytem księdza. Cała sytuacja było w ogóle nie zauważona przez widzów, których przybył w dniu premiery cały tłum. Nagrodą dla reżysera i aktorów były gromkie brawa oraz indywidualne gratulacje i pochwały od widzów.
Dziękujemy za piękne przedstawienie.
K. Krupa